wtorek, 16 kwietnia 2013

Drugie podejście do Tolkiena

Krótko i na temat. Władca Pierścieni, gdy jako nastolatka go próbowałam ugryźć, nie zasmakował. Właściwie nie dałam mu szansy, skreśliłam po 60 stronach, głupie dziewcze. Tym głupsze, że trylogię, którą otrzymało w prezencie sprzedało na allegro, a kasę wydało na głupoty. Ale nie jest źle, gorszych rzeczy mogłam żałować, więc nie narzekam.

Wracając do tematu. Do Tolkiena wróciłam teraz, w wieku lat niemal 30. Jako czytelnik dojrzalszy, cierpliwszy i szukający czegoś więcej niż lekkiej lektury. No i, co oczywiste pewnie dla wielu - Tolkien zaparł mi dech w piersiach. 

Pierwszy raz od dawna udało mi się zapomnieć o cały świecie podczas lektury, uwierzyłam w magię, poczułam się jak dziecko. Wzruszyło mnie już samo to, że potrafię jeszcze przeżywać takie emocje.

Niezapomniana lektura i muszę się przyznać, że cieszę się, że odkryłam ją teraz. Bo gdyby nie ona, co dałoby mi teraz to co dał Tolkien? Drugiego Tolkiena nie ma..